Jest wiele komputerów od Apple, które wzbudzają emocje. Opisany wcześniej Twentieth Anniversary Macintosh z pewnością się do nich zalicza. Jednak pod względem innowacyjności, według mnie, przebija go o wiele mniej egzotyczny Mac Cube. Komputer, który od zawsze mi się podobał, i który sprawiłem sobie kilka lat temu, kupując go od muzyka (wciąż na nim pracował!).
Co wyróżnia ten komputer?
Oględnie mówiąc, wszystko. I wszystko do Cube jest nietypowe, co powoduje wir w portfelu (o czym później). Podsumujmy zatem w punktach…
- ma kształt kostki,
- płytę główną i osprzęt wyciąga się jednym ruchem,
- włącza się i usypia przez dotyk,
- jako jeden z pierwszych Maków został wyposażony w złącze ADC (Apple Display Connector),
- wyrzuca płyty do góry (jak toster – superbajer!),
- nie ma wentylatora! (genialny do sypialni),
- ma zewnętrzny zasilacz (wtedy była to nowość),
- no i, niestety, przy okazji nie ma też ani głośnika wewnętrznego ani mikrofonu :)
Dlaczego jest wyjątkowy?
Cube ma kilka fajnych ficzerów. Zacznijmy może od złącza ADC, które to w jednym kablu zawiera nie tylko obraz, ale także prąd (tak! monitor nie ma osobnego zasilania) i USB.
W jednym kablu
ADC teoretycznie eliminuje plątaninę kabli, w praktyce, jak przeczytacie później, nie do końca. Największym bajerem tego złącza jest to, że komputer można włączać i usypiać dotykając przycisku na monitorze. To wygodne i obecnie niedostępne udogodnienie. Przepadło zupełnie tak, jak guzik do włączania Macinotshy w starszych klawiaturach ADB (Apple Desktop Bus). Dziś, w XXI wieku, trzeba macać Maki po omacku. To się nazywa postęp… :)
Katapulta
Żaden komputer, z tych, które widziałem, nie wyrzuca tak pięknie płyt CD. Wprawdzie napęd szczelinowy jest tak samo gówniany jak w innych ówczesnych Makach, jednak eject jest tak spektakularny, że ma się ochotę wkładać i wyjmować płyty godzinami…
Cisza
Cube nie ma wentylatora. Nagrzane powietrze samo unosi się do góry i poprzez kratkę wydostaje się na zewnątrz. W praktyce z tą ciszą nie jest tak dobrze – może nie słychać wentylatora, za to całkiem nieźle słychać dysk. Przyznać jednak należy, że dysk nie pryga cały czas, w odróżnieniu od wolniej czy szybciej pracującego wiatraka.
Okrągłe głośniki Harman Kardon
Są niepozorne, ale grają bardzo przyzwoicie. Wielkiego „wygaru” nie ma, ale jak na dwie plastikowe kulki, generują całkiem sporo basu. Ładnie wyglądają, są za to zupełnie niepraktyczne na biurku. Łatwo je przewrócić, gdyż (jak to kulki), turlają się po blacie jak oszalałe.
Wyjmowanie wnętrzności
Macintoshe zawsze słynęły z tego, że można się było do nich dobrać bez odkręcania choćby jednej śrubki. Jednak Cube pod tym względem bije wszystkie dotychczasowe pomysły na łatwy dostęp. Całe wnętrzności wyjmuje się jednym ruchem, za pomocą wbudowanej zatrzaskującej się rączki. Design z przytupem!
Urzekła mnie twoja historia, czyli jak wpakowałem bimbaliony w eksponat muzealny
Cube, w czasach kiedy go kupiłem, nie należał do demonów szybkości, zwłaszcza pod Mac OS X (można na nim oficjalnie zainstalować 10.4). Postanowiłem go zatem uzdatnić na tyle, żeby był z niego jakiś pożytek.
Zróbmy flaszkę
Na pierwszy ogień poszła karta graficzna. ATI Rage 128 spisywała się pod OS 9, była za to dramatycznie powolna w OS X.
Długo szukałem w necie kogoś, kto mógłby mi załatwić „flaszkę”, czyli windowsowy odpowiednik czegoś szybszego z podmienionym softem. Do Cube pasują tylko niektóre karty, nie tylko ze względu na obostrzenia Apple, lecz także ze względu na rozmiary komputera. Zwykła karta po prostu się nie mieści w tej szpanerskiej obudowie.
I taki człowiek-spec się znalazł, dziś nie pamiętam już jego nicka (jeżeli to czyta, serdecznie dziękuję po latach). Przysłał mi po kilku dniach odpowiednią kartę, niestety, jak się okazało, miała wentylator. Głupio wsadzać do kompa bez wiatraka kartę, która będzie wyła jak zbity pies, poprosiłem więc o wymianę na coś, co wiatraka nie zawiera. W efekcie otrzymałem GForce FX 5200, ale z obniżonym taktowaniem. Dzięki temu, pomimo nieznacznie mniejszej wydajności, karta nie grzała się tak bardzo i dawała radę z samym radiatorem. Pozostało tylko odłamać część płytki (na szczęście bez lutów i ścieżek), żeby karta niezbyt elegancko – na styk – zmieściła się wewnątrz. Minusem operacji wsadzenia flaszki do Cube jest brak kompatybilności tej karty z OS 9. Tzn. można go wystartować, ale z „Extensions off” (drivery graficzne nie są wstanie obsłużyć tego wynalazku). Za to w Mac OS X karta śmiga jak 150, w porównaniu ze starą, oczywiście.
Oryginalny monitor
Do takiego fajnego kompa przydałby się fajny monitor, najlepiej oryginalny Apple Studio Display (15″). W Polsce był wtedy nie do dostania. Udało mi się jednak wyszukać go w Stanach. Obczajcie – to były czasy, gdy PayPal i eBay były tylko po angielsku. Na monitor czekałem 3 miesiące a musiałem odebrać go z cła. Poważna sprawa…
Kanał z ADC
Po instalacji GForce’a pojawił się inny problem i to o wiele poważniejszy. Ta karta nie ma przecież łącza Apple Display Connector, tylko zwykłe DVI. Nijak nie szło do niej podłączyć mojego oryginalnego, sprowadzonego z drugiego końca świata monitora. DRA-MAT! Co robić? Okazało się, że istnieje coś takiego, jak Apple DVI to ADC Adapter. Kostka wielkości zasilacza, wyposażona w osobne zasilanie i kabel USB. Cena? Około 400 zł. Zamówiłem ją w iSpocie (był to chyba jeden z pierwszych w stolicy), na przesyłkę czekałem miesiąc. Jestem pewien, że jestem jedynym posiadaczem tej absurdalnie drogiej przelotki na tej szerokości geograficznej :)
Wi-Fi
Zamiast karty AirPort w moim Cube świeciła blaszana dziura. Determinacja to determinacja, trzeba było zatem znów wyportkować się na zakupach. Karta już wtedy nie była zbyt popularnym towarem, udało mi się jednak ją dorwać w necie za ok. 250 zł.
Mikrofon i zdalne sterowanie
Po grubych zakupach przyszła kolej na drobiazgi. I tak np. okazało się, że Cube nie ma mikrofonu. Ba, nie ma też wtyczki do mikrofonu. Za grosze można jednak kupić w necie pecetową kartę muzyczną na USB, która bez ceregieli jest widoczna w systemie. Wtedy wystarczy wybrać tylko nowe źródło dźwięku w preferencjach. Podobna historia jest z Bluetooth. Po zakupie stosownego dongla na USB można było np. sterować iTunes (a także PYM Playerem) za pomocą telefonu Sony Ericsson. Wiecie, dobre np. do zasypiania przy muzyce :)
Wady konstrukcyjne i inne dizajnerskie kwiatki
Tak było nowatorsko i tak dizajnersko upchano w tę kostkę blisko cztery razy większego Power Maca G4, że Cube nie ustrzegł się kilku wad produkcyjnych. Po pierwsze, plastikowa obudowa pęka w prawie każdym egzemplarzu. Po drugie, komputer można ugotować, kładąc na nim np. książkę (a aż się prosi, żeby to zrobić). Po trzecie, Cube lubi sam się wyłączać w najmniej odpowiednim momencie. Na szczęście wystarczy przykleić kawałek folii pod czujnik, co jak się okazało (patrz zdjęcie) działa do dziś. Po czwarte, szczelinowy napęd CD umieszczony pionowo po jakimś czasie po prostu nie ma siły wyrzucać płyt. Gdyby nie znajomości w pewnym dziale IT, miałbym okazję tylko słuchać, jak Cube buczy i brzęczy, próbując wypchnąć jakiegokolwiek CD-ka (zwłaszcza grubsze CD-Ry). Na szczęście znajomy odszukał dla mnie używany sprawny egzemplarz. Znalazł dla mnie także zasilacz, który swego czasu wyzionął ducha podczas jednej z letnich burz. Na zachodnich stronach (eBay) to szare pudełko chodziło nawet po kilkaset złotych.
Dane techniczne:
Procesor: 450 MHz lub 500 MHz PowerPC G4, 1 MB L2 cache
Grafika: ATI Rage 128 Pro (16 MB SD RAM)
RAM: max 1,5 GB
Napęd: DVD-ROM, CD-RW
Dysk: 20-40 GB: 5400 rpm, 60 GB: 7200 rpm, Ultra/ATA 66
Porty: AirPort (opcja), 10/100 BASE-T Ethernet, modem, USB 1.1 (x2), Firewire (x2)
Dodatkowe: Głośniki Harman Kardon, Apple Studio Display (opcja)
System: Mac OS 9.2.2, Mac OS X 10.4.11
Power Maca G4 Cube produkowano tylko rok. Był po prostu za drogi…
Wpakowałem w ten komputer kasę niczym w remont Alfy Romeo z ruskiej blachy. I wiecie co, nie żałuję. To naprawdę śliczny sprzęt :)
PS Po latach okazało się, że nie mam możliwości skorzystania z Wi-Fi. Router od UPC jest chyba zbyt nowoczesny (mam na myśli szyfrowanie WPA/WPA2) i nie pozwala się podłączać do dostępnej w domu sieci (zahasłowanej). Nie pomogło też przestawienie trybu na 802.11b, z którym to karta AirPort na pewno jest kompatybilna. Opcja zmiany na oldskulowy WEP skończyła się u mnie resetem modemu, postawiłem zatem na zwykły kabel. Tym niemniej, gdyby ktoś czytający ten tekst okazał się mistrzem sieciowym, chętnie poznam rozwiązanie :)