Częstotliwość pojawiania się w Krakowie nowych centrów handlowych pozwala wysnuć wniosek, iż wkrótce na jednego mieszkańca naszego miasta przypadać będzie od dwóch do trzech takich miejsc. 28 września 2006 roku otwarto Galerię Krakowską: wielki, trzypoziomowy kompleks handlowy umiejscowiony w centrum miasta, tuż obok dworca PKP i parę kroków od Rynku Głównego. Co ciekawe, w owej galerii handlowej znaleźć miał się iSpot, czyli salon Apple IMC Poland. Jako że do tej pory moja chęć wizyty w takowym salonie rozbijała się o konieczność podróży do Warszawy, z chęcią zdecydowałem się zajrzeć do Galerii Krakowskiej, razem z względnie nową makjuzerką, Dorotą, która swoje wrażenia z użytkowania Maka opisuje na PYM w nieco innym miejscu.
Oglądamy
Pierwsze wrażenie było szokujące. Od razu widać, że to nie kolejny z dystrybutorów, nakierowanych na obsługę firm, tylko salon przeznaczony dla osób chcących po prostu kupić iPoda i futerał do niego, zobaczyć z bliska iMaka czy MacBooka lub nabyć torbę na laptopa. Trzeba przyznać, że iSpot wygląda profesjonalnie. Dorota, szczęśliwa posiadaczka MacBooka, nabytego w sklepie Apple na Piątej Alei stwierdziła, że wnętrze iSpotu różni się od wnętrza nowojorskiego Apple Store jedynie wielkością. Rzeczywiście. iSpot jest mały (czyli, mówiąc inaczej, przytulny), ale znaleźć w nim można prawie wszystko, co w tym momencie dostępne jest w ofercie Apple IMC Poland.
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciliśmy uwagę po wejściu do środka był sznur komputerów. Po lewej stronie stoją sobie MacBooki (czarny i biały), Mini podłączony do niesamowitych głośników JBL o niepokojącym kształcie, dalej monitor bez komputera, czyli iMac, pecetopodobny Mac Pro z wielkim, 30-calowym monitorem Cinema Display i przeźroczystymi głośnikami Harman Kardon Soundsticks, zepchnięty na koniec MacBook Pro… Stoją, ale nie są wyłączone, za szybą, niedostępne, odgrodzone zasiekami i drutem kolczastym. Nie. Do wszystkiego można podejść, dotknąć i przekonać się samemu, jak to działa. Przewijający się przez iSpot spory tłum z zaangażowaniem korzysta oczywiście z tej możliwości, czego nie zobaczymy jednak na zdjęciach (założyłem, że ciekawsze dla czytelników będzie wnętrze iSpotu, aniżeli plecy oglądających sprzęt osób).
Macamy
Mieliśmy szczęście, ponieważ przy Maku Pro nikogo akurat nie było. Być może onieśmielał swym ogromnym monitorem? Z ciekawości uruchomiłem iPhoto. Oczy me zdumione ujrzały całe mnóstwo przykładowych zdjęć, umieszczonych w fototece, dzięki czemu mogłem sprawdzić, jak płynnie da się je przewijać, skalować, obracać, zmieniać kolory… Obecność wersji demo pakietu Microsoft Office dla PowerPC pozwoliła przekonać się, jak działa Rosetta, czyli emulacja PPC na Intelu. Uruchamianie programu trwało chwilę, lecz gdy już wystartował, działał niesamowicie szybko.
Obsługa okazała się nie tylko wyjątkowo miła i skora do pomocy, ale także kompetentna. Nikt z mnóstwa osób bawiących się iPhoto, robiących sobie zdjęcia za pomocą Photo Booth czy po prostu macających któregokolwiek Maka nie mógł czuć się zagubiony. Ktoś poprosił o nagranie kilku fotek z Photo Booth na płytkę CD – oczywiście, proszę bardzo, ale może lepiej prześlemy mailem? I w ten oto sposób użytkownik peceta mógł się przekonać, jak łatwo obsługiwać OS X: wysłanie zdjęcia mailem to przecież jeden ruch myszką!
Jako dociekliwi klienci nie tylko sprawdziliśmy, jak wygląda z bliska czarny MacBook, jak działa kamera w iMaku, jak działa iPhoto na 30-calowym monitorze, czy jakie są w dotyku klawisze w MacBooku Pro, ale również podręczyliśmy panów z obsługi i wzięliśmy ze sobą wszelką możliwą makulaturę propagandową, dostaliśmy także płytki z polonizatorem Mac OS 10.4.7 oraz polonizatorem iLife i iWork.
Kupujemy
Następnego dnia pojawiliśmy się w iSpocie ponownie, wzbudzając szczery uśmiech na twarzach wszystkich osób z obsługi. Uśmiech bardzo szybko zmienił się w lekkie zaskoczenie, gdy zdradziliśmy powód naszej wizyty: głośniki JBL Creatures. Dorota, znudzona popiskiwaniem wbudowanych głośniczków MacBooka, zdecydowała się nabyć coś o lepszym brzmieniu. Przyczyną zaskoczenia było zapewne wyłamanie się z roli „macaczy/obserwatorów/łowców gratisów” na klientów, który jednak coś chcą kupić. Pytanie o to, czy zmiana głośności działa nawet wtedy, gdy głośniki są podłączone do gniazdka bez uziemienia, panowie z obsługi znieśli mężnie i bez zmrużenia oka. Wychodząc z iSpotu, poza głośnikami wynieśliśmy kilka smyczy z napisem Apple.pl i dwa kubeczki z jabłuszkiem, spoczywające w białych reklamówkach ozdobionych wizerunkiem tegoż samego, szlachetnego owocu. W tym miejscu odnotowaliśmy drugą (po powierzchni) różnicę pomiędzy iSpotem a Apple Store: pudło z głośnikami musieliśmy nieść w rękach. Na Piątej Alei większe rzeczy pakują w gustowne worki.
Trzecia wizyta w iSpocie miała na celu wykonanie zdjęć. Na nasz widok panowie z obsługi od razu wyciągnęli długopisy z logo Apple, święcie przekonani, że po to właśnie przyszliśmy. Entuzjastycznie jednak usiłowaliśmy rozwiać ich złudzenia, domagając się pozwolenia na wykonanie kilku zdjęć tegoż wnętrza. Szef załogi po krótkiej, acz niezmiernie treściwej rozmowie zezwolenia udzielił, czego efekty właśnie można obejrzeć. Warunkiem było jedynie wykonywanie fotografii ładnych. Długa rozmowa z kolejnym członkiem dzielnego zespołu dopełniła przyjemności dnia niedzielnego, czyli pielgrzymki do miejsca kultu. Usatysfakcjonowani dorobkiem, opuściliśmy iSpot – do następnego razu.